285339054_747971783238654_8574602852902300158_n

Wyjątkowo cenny brąz Mistrzostw Europy dla Łukasza Sosnowskiego

1024 768 Endure

Podczas Mistrzostw Europy w Triathlonie na dystansie standard Łukasz Sosnowski zdobył brązowy medal w kategorii M35-39. Dla naszego zawodnika to zawody z historią, która pokazała piękno sportu oraz jak ważna jest własna postawa.

Medal tydzień po dużym niepowodzeniu

To był drugi start na zawodach tej rangi. W poprzednim roku w Walencji Łukasz zajął 6. miejsce w kat.M35. Tegoroczne Mistrzostwa Europy w Olsztynie odbyły się 29 maja. Natomiast tydzień wcześniej Łukasz startował na Mistrzostwach federacji Challenge Family na dystansie średnim. I to był jeden z jego najbardziej nieudanych startów. To mocno zabolało i nie wpłynęło pozytywnie na morale. Nie łatwo było po kilku dniach stanąć do rywalizacji z europejską czołówką. Ale tą próbę charakteru Łukasz zdał dosłownie na medal. Pomimo, że po pływaniu miał bardzo dużą stratę do liderów, to walczył do końca w mocnej pogoni. Na rowerze osiągnął trzeci najlepszy czas w stawce, a na biegu był najszybszy. Za metą radość ze zdobycia podium, ale również ulga. Niedawne niepowodzenie to był tylko wypadek przy pracy. Gorsze chwile każdemu mogą się przytrafić, ponieważ jesteśmy ludźmi. Za to kluczowa jest nasz reakcja.

A poniżej osobista relacja z wyścigu Łukasza wraz ze szczególnymi podziękowaniami:

Pływanie – zimno, lepiej niż rok temu w Walencji, ale nieco gorzej niż w Samorin. Wydawało się dość dobrze, ale umówmy się – na poziomie ME trudno oczekiwać słabych pływaków, nawet jeśli kryteria kwalifikacji nie były wyśrubowane. Według Garmina 26’26”, przede mną wyszło z wody 19-stu, a za mną tylko 6-ciu zawodników.

Na rowerze rozkręcam się do około 300W. 3 pętle, na każdej 3 nawroty, jeden twardy i jeden łagodny podjazd. Mieszają się różne grupy wiekowe więc jest trochę chaotycznie, momentami niebezpiecznie. Mokro, wieje ale obiecuję sobie nie odpuszczać jak w Samorin. Przebijam się na miejsce ósme.

Bieg to 4 okrążenia po 2,5km. Z jednej strony fajnie bo nie nudno, z drugiej znowu ciasno i trudno się zorientować w sytuacji. Wydaje mi się że biegnę trochę za wolno, ale wciąż wyprzedzam. Staram się nie brać jeńców – jeśli przeskakuję, to zdecydowanie do przodu, nie dając sobie wsiąść na plecy. Na ostatnim okrążeniu załączam tryb „a gdyby Cię Niemcy gonili?”. Nie wiem czy będę 5-ty, czy 4-ty, ale wiem że za maksymalnie 9 minut to się skończy.

Wpadam na metę, kładę się na dywanie. Nie wiem, który jestem, ale cieszę się bo taki wyścig dziś chciałem.

Należy się kilka podziękowań. Wyjątkowo w formie trzech nieco dłuższych opisów, pod jednym zbiorczym tytułem: „dlaczego w tak indywidualnym sporcie, potrzebny jest sprawdzony team?”

Pierwsza sytuacja: na dzień przed startem, a 6 godzin przed deadline-m na wstawienie rowerów do strefy ogłoszono, że ze względu na warunki pogodowe, jazda z dyskiem jest zabroniona. Przeczytałem tę informację krótko po 13. Szybka mobilizacja. Pytam wśród Endure Team. Kto zdążył przeczytać, sprawdza i w ciągu kilku minut odzywa się Kamil, gotów wsiąść w auto i wyjechać w kierunku Olsztyna. Jest to jakaś opcja, na tę chwilę określam ją jako zapasową, bo może uda się bez nerwowego jeżdżenia kiedy trzeba jeszcze ogarnąć parę rzeczy na miejscu? Tymczasem, w drodze do nas powinien już być tata. Jeśli nie odjechał daleko, to może mógłbym coś pożyczyć z Bydgoszczy? Pytam u Krzyśka Łopuszyńskiego, ziomala z Więcborka. Jest w Bydgoszczy, ma koło, parametry się zgadzają. Pożyczy, tylko odebrać trzeba.

Szybko sprawdzam: gdzie tata? Niestety, jest już niemal na półmetku trasy do nas! Niemniej, bez chwili zawahania zgadza się zmodyfikować plan i nadłożyć 160km kilometrów przez Bydgoszcz.

Jeszcze jeden telefon. Z Filipem Szołowskim potwierdzam, że jeśli istnieje ryzyko że koło nie dojedzie na czas, to mogę wstawić rower na dysku a jutro dokonać wymiany. Odbieram pakiet, wstawiam rower do strefy, sytuacja opanowana.

Druga sytuacja: same zawody. Kamila i tata stoją przy trasie i liczą. Aplikacja sts-timing pokazuje co innego niż rzeczywistość, więc dzielnie wypatrują zawodników z żółtymi numerami i meldują mi pozycję. „jesteś 20.”, „jesteś 11.”, „jesteś 5., gonisz!”. Na trasie jest w tej chwili kilka grup wiekowych i jeśli mi trudno jest połapać się w tym, kogo wyprzedzam, to nie wiem jak oni dają radę, stojąc w jednym miejscu. Co więcej, w tym samym czasie udaje im się jeszcze dopingować i robić zdjęcia. Nadmienię, że jak wpadałem na metę to oni wiedzieli że jest pudło, ja wciąż myślałem że jestem 5-ty.

Trzecia sytuacja: tydzień przed startem. Właściwie to powinienem od tego zacząć i właściwie to lista zasłużonych byłaby tutaj najdłuższa. Jakkolwiek, poprzedzający ME start w Samorin nie przysporzył mi pewności siebie. Byłem zmęczony fizycznie, zły, niepewny dyspozycji. Napisałem o tym, bo to pomaga poukładać myśli i zrobić krok do przodu. I dostałem parę fajnych słów. Nie było tam żadnego „rocket science”, ale nie było też „klepania po ramieniu”. Do większości doszedłbym pewnie sam, ale tutaj dostałem to szybko i w pigułce: „sport taki bywa, że czasem/często nie wychodzi, trzeba brać z tego naukę i iść dalej”. Jedni zrobili to na forum, inni na priv – wszyskim tak samo dziękuję.

283923714_743348687034297_1440311382611473288_n

Tydzień wcześniej w Samorin…

285314748_747972493238583_1039710004610458910_n

Pogoń w Olsztynie, kiedy już wszystko dobrze funkcjonowało

285446694_747971789905320_8829384801202516735_n

Próba zdana na medal