Główne starty sezonu 2018

1024 768 Endure

W Gdyni, Tallinnie oraz w Norwegii zawodnicy Endure Team startowali na zawodach, które były dla nich najważniejszym startem sezonu. Nie tylko dla nas, ale dla większości polskich triathlonistów weekend 4-5 sierpnia 2018 roku był jednym z najważniejszych. Podczas Ironman 70.3 Gdynia prawie 2000 osób rywalizowało o medale Mistrzostw Polski, kwalifikacje na mistrzostwa świata oraz własne rekordy. Podczas zawodów w Estonii Marek zmierzył się z pełnym Ironmanem. Natomiast w Norwegii Espen walczył o legendarną czarną koszulkę w zawodach Norseman. Dwa dni pełne emocji, rywalizacji na wysokim poziomie, radości, ale i pecha.

ISKLAR NORSEMAN XTREME TRIATHLON
Norseman to legendarne zawody organizowane w Norwegii. Triathlon na dystansie klasycznym (3800 m pływania, 180 km jazdy na rowerze, 42.2 km biegu) w wersji ekstremalnej. Oprócz dystansu zawodnicy muszą zmierzyć się z zimną wodą (13-15 st. C), chłodem i wiatrem. Dodatkowo do pokonania mają ponad 5000 m przewyższeń, a na metę muszą wbiec wysokość 1800 m n.p.m. Ze względów bezpieczeństwa na ostatni etap biegu dopuszcza się tylko pierwszych 160-ciu zawodników. To oni zostają wyróżnieni słynną czarną koszulką finishera zawodów Norseman. I to właśnie był cel Espena.
Warto podkreślić, że w Norwegii postrzeganie triathlonu jest inne niż w pozostałych częściach świata. Większym zainteresowaniem cieszy się Norseman, niż przykładowo Mistrzostwa Świata na Hawajach.

Espen wiedział z czym się mierzy. Przygotowania zaczęły się w zimę. Wytrwale realizował trening. Zadbał o sprzęt i inne kluczowe kwestie związane z wyzwaniami na trasie. I kiedy wydawało się, że wszystko przygotowane jest do wyzwania na drodze stanęła istotna przeszkoda, która o mały włos nie zaprzepaściła wszystkiego. Zatrucie pokarmowe. Czas uciekał. Na szczęście trzy dni przed zawodami sytuacja na tyle się zmieniała, że pozwoliła Espenowi stanąć na starcie. To jednak nie był koniec złych wiadomości. Podczas pływania zaczęło go piec oko. Ból tak narastał, że podczas jazdy na rowerze musiał kilka razy zatrzymywać się po pomoc obsługi medycznej. Pokonywał długie podjazdy, zjazdy z prędkością dochodzącą do 80km/h mając zdrowe tylko jedno oko. A wszystko w otwartym ruchu ulicznym. Pokazał jednak, że jest prawdziwym człowiekiem z żelaza, a nawet Wikingiem z żelaza. Przetrwał, a dokładnie dojechał do strefy zmian T2.

IMG_3546

Na biegu pokazał niesamowite możliwości. Po trudnym początku, na ostatnim skalistym etapie, podbiegu na wysokość 1800 m n.p.m., wyprzedził ponad 20-stu rywali. Nawet osoby z jego supportu nie mogły dotrzymać mu tempa. Ostatecznie zajął 67 miejsce. Trasę pokonał w 13h29’35”. Do zwycięzcy stracił 3h23’47”. Espen osiągnął metę w znakomitym stylu, a start podsumował tak: „To był najfajniejszy i najtrudniejszy start w moim życiu. Wielkie osiągnięcie. Dzięki Tomkowi udało mi się przygotować bez kontuzji i uniknąć błędów w treningu oraz podczas wyścigu. Jestem mu wdzięczny za profesjonalne podejście oraz szerokie wsparcie.”

PEŁNA RELACJA Z WYŚCIGU WE WPISIE – NORSEMAN, ZWYCIĘSTWO NAD PRZECIWNOŚCIAMI

IMG_3519

Sukcesu nie byłoby także gdyby nie suport. Jak podkreślał Espen bez niego trudno byłoby zdobyć „czarną koszulkę”.

IRONMAN TALLINN
Przed rokiem podjął decyzję, że chce został człowiekiem z żelaza. To był jego główny cel na sezon 2018. Przygotowania ruszyły w październiku 2017 roku. Jeszcze wtedy nie wiedział, gdzie zmierzy się na dystansie długim. Różne scenariusze wchodziły w grę. Ostatecznie  wybrał Ironman Tallinn w Estonii. Muszę przyznać, że Marek to bardzo solidny zawodnik. Twardy, odporny na zmęczenie i trudności dnia codziennego. Potwierdził to na trasie, bo i on miał spore problemy podczas etapu pływackiego. Ale najlepiej niech sam opowie co działo się w Tallinie:
„Ukończyć Ironmana – to było marzenie, które właśnie się spełniło. Przed startem cel wyniku poniżej 12-stu godzin był realny według dla mnie. Przygotowanie przebiegły dobrze. Bardzo pomogło przedstartowe wsparcie trenera i szwagra. Nabrałem pewności, że wszystko pójdzie dobrze. Jednak w trakcie krótkiego rozpływania, pojawiło się zwątpienie. Woda tak zimna, że palce grabiały, a przede mną dystans 3,8 km do pokonania. Przypomniałem sobie uwagi trenera: „płyń spokojnie”. Po ok. 2 kilometrach spojrzałem na zegarek, 42 minuty. Pomyślałem: „zmieszczę się w limicie czasu”. Do 3,3 km było dobrze, chociaż czułem że tempo zwalnia, nie przejmowałem się tym. Wychłodzenie się pogłębiało. Zwolniłem do tempa żółwia. Zatrzymywałem się przy ratownikach w kajaku dwa razy. Ale dopłynąłem. Został „tylko” rower i bieg. Wiedziałem, że rower będzie mocniejszy niż bieg, więc nawet żeby się rozgrzać docisnąłem na początku. Starałem się trzymać tempo, a przede wszystkim kadencję. Na 135. km pojawiały się kolejne zwątpienia. Zmęczenie, znużenie, deszcze, wiatr. Nie było wesoło. Wolałbym wtedy przejechać jeszcze kolejne 60 km zamiast wybiec na 42km biegu. No ale to triathlon. Na trasie podbiegi 300-stu metrowe o dużym nachyleniu i jeden dłuższy ok. 600 metrów. Do tego liczne nawroty, różne nawierzchnie (asfalt, chodnik, ziemia, amortyzujący metal na kładce). Po 17. kilometrze lekki ból jelit oraz zaczynający dyskomfort w prawej piszczeli spowodowały, że tempo spadało. O ile pod koniec biegu myślałem po co mi to, o tyle na mecie zacząłem myśleć o kolejnym starcie na Ironmanie. Najważniejsze to się nie poddawać, myśleć i wizualizować metę.”
Markowi pokonanie całego dystansu zajęło 12h39’23”. Należą mu się gratulacje, głównie za pokonaniu tego mocnego kryzysu na samym początku. Na ostatniej prostej przed metą o wiele łatwiej jest pokonać trudności. Na samym początku kilkugodzinnego wyścigu to wiele większe wyzwanie.

Markowi pokonanie całego dystansu zajęło 12h39’23”. Należą mu się gratulacje, głównie za pokonaniu tego mocnego kryzysu na samym początku. Na ostatniej prostej przed metą o wiele łatwiej jest pokonać trudności. Na samym początku kilkugodzinnego wyścigu to wiele większe wyzwanie.

IRONMAN 70.3 GDYNIA
Bez wątpienia to największy triathlon w Polsce na bardzo wysokim poziomie sportowym. Na zawody przyjechali zawodnicy ze ścisłej czołówki światowej, mistrzowie świata oraz czołowi polscy zawodnicy. W ramach tych zawodów odbywały się Mistrzostwa Polski na dystansie 1/2IM (1900 m pływania, 90 km jazdy na rowerze, 21.1 biegu) oraz kwalifikacje na Mistrzostwa Świata w 2019 roku. Przepiękne trasy, świetna atmosfera dzięki kibicom i wolontariuszom, doskonała organizacja sprawiły, że było to wydarzenie wyjątkowe. Jedenastu zawodników Endure Team (niestety dwóch wyeliminowały kontuzje) oraz duża grupa wsparcia była tego częścią.
Miałem szczęście również rywalizować w tej imprezie jako zawodnik. Osiągnąłem czas 4h05’44”. Był to mój debiut w kat. PRO w zawodach organizacji WTC. Oceniam to dość dobrze. Piąte miejsce w rywalizacji Mistrzostw Polski kat. PRO oraz 4’22” starty do medalu pokazują, że niewiele brakuje do czołówki. Jest motywacja do dalszej pracy. Tyle działo się u mnie. A co wydarzyło się u moich podopiecznych?

IMG_1233
38692688_2065276130184210_3028830371866214400_o

Aby się rozwijać, trzeba rywalizować z najlepszymi. Zdecydowanie zawody w Gdyni były do tego doskonałą okazją. Wyniki były na poziomie światowym, a rekord świata na dystansie IM70.3 Danieli Ryf jest tego symbolem.

Ciekawostką jest fakt, że w ciągu niespełna trzech minut aż pięciu z nich zameldowało się na mecie. Pierwszy z czasem 4h33’39” był Roman. Miał największego pecha. Na rowerze jechał na jednym przełożeniu w skutek rozładowanego zasilania sterowania elektrycznego. Z pewnością poprawi swój wynik jeszcze w tym roku. 10 sekund za nim był Łukasz. Mocno musiał walczyć ze skurczami podczas biegu. Nie pozwoliło to na osiągnięcie wyniku na miarę możliwości. Podobnie jak Roman będzie miał okazje odkuć się podczas Mistrzostw Świata Iroman 70.3 we wrześniu. Kolejny był Piotr, który zaliczył ogólnie bardzo dobry wyścig poprawiając swój rekord na dystansie. Za nim następny Łukasz. Nie odpuścił startu ze względu na duże braki w treningu. Od maja biegał praktycznie tylko podczas startów na zawodach! Zawalczył na ile mógł i osiągnął stosunkowo dobry wynik, bo zaledwie 55” wolniej niż w zeszłym roku. Ostatni z tej piątki był Krzysiek, ale to on może pochwalić się największym postępem rok do roku. Progres równomierny w każdej z dyscyplin dał mu ponad 16 minut lepszy czas, czyli 4h36’28”.

Udanie wystartowali nasi debiutanci. Ania może być bardzo zadowolona z wyniku 5h02’41” (w tym niestety kara 5’ za wyrzucanie opakowań po żelach tam gdzie nie wolno). Nieustanne przeciwności i problemy w okresie przygotowań wymagały dużej odporności psychicznej. Z kolei Filip swój pierwszy start na 1/2IM pokonał z uśmiechem na ustach. Pomimo wywrotki na śliskiej trasie kolarskiej. Z pełną kontrolą nad tempem oraz wręcz radością osiągnął wynik 4h52’30”. A warto zaznaczyć, że jechał na rowerze szosowym. Jak to sam określił po starcie: „pozytywnej energii mam zmagazynowane zamiast glikogenu na dwa tygodnie”.

W 4h47’ dystans pokonał Marcin. Jest usatysfakcjonowany z rezultatu, bo start w Gdyni nie był docelowym. Najwyższa forma ma dopiero nadejść. Podobnie jak u Marka, który postawił w tym roku na krótkie dystanse. Dlatego do mety dotarł z dużym trudem, zwłaszcza na biegu. Drugi z Marcinów, podszedł do tych zawodów, jak i do przygotowań, z mniejszą presją. Bez nadmiernych aspiracji, chociaż był przygotowany. Efektem jest poprawa rekordu życiowego na tej samej trasie o ponad 6’. Najwięcej pecha miała Marysia, która nie ukończyła zawodów z powodu defektu na rowerze.

Po przebiegu zawodów widać, jak ważne jest nastawienie mentalne w sportach wytrzymałościowych. Aby osiągnąć sukces nie wystarczy przygotować ciało. Często siła umysłu potrafi więcej zdziałać niż same mięśnie. Trzeba być przygotowanym na różne przeciwności. Istotną rolę odgrywają małe sukcesy, zarówno podczas zawodów i okresu przygotowań. To one napędzają nas w chwilach zwątpienia.

Gratuluje wszystkim osiągnięć. Walki każdemu, kto podjął wyzwanie. Dziękuję osobom, które wspierały zawodników na trasie i nie tylko, kibicom, wolontariuszom, organizatorom.

Tomasz Spaleniak

Kibice jak zwykle byli niesamowici. To nieodłączny element udanych zawodów. Dziękujemy!