
110 km biegania po górach
http://endure-team.pl/wp-content/uploads/2017/07/FullSizeRender-1024x678.jpg 1024 678 Endure Endure http://1.gravatar.com/avatar/7a678d70d59fe9b8af98208c9eab6f78?s=96&d=mm&r=g110 km biegu po górach w Dolinie Kłodzkiej zaliczone. Bieg górski ukończony zgodnie z założeniami. O dziwo, bez znaczących dolegliwości nie licząc paru obtarć. Był to mój docelowy start w sezonie 2017 do którego przygotowywałem się od początku roku pod okiem Marcina Sobczak.
Przede wszystkim rozsądnie podejść do tematu
Założenia przed biegiem były proste. Dobiec z jak najmniejszymi uszczerbkami na zdrowiu i zmieścić się w limicie czasu. Był to plan minimum i z wcześniejszych doświadczeń w bieganiu podobnych dystansów wiem, że przy tak długim biegu wszystko może się stać. Najmniejszy błąd, chwila nieuwagi – źle staniesz, potkniesz się, źle zaplanujesz odżywianie i picie itp. może przekreślić wszystkie plany i zmienić zawody w walkę o przetrwanie. Przygotowywałem się w lasach trójmiasta, gdzie nie ma paru kilometrowych podbiegów i zbiegów, gdzie prawie zawsze wieje wiatr i trudno o trening przy temperaturze powietrza 30 st. C. A taka pogoda była w poprzednich edycjach biegu KBL 110 (dystans 110 km na trasie Kudowa Zdrój – Bardo – Lądek Zdrój w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich). Starałem się sumiennie wykonywać zalecenia Marcina. Przed startem przy pakowaniu starałem się przewidzieć wszystkie możliwe scenariusze, ale jak to bywa wyszło trochę inaczej.

Ciemno, zimno, ślisko i nieskończone podbiegi
Na starcie o 20:00 w Kudowie Zdrój stawiło się 210 zawodników. Początek od razu pod górę co pozwoliło szybko rozciągnąć stawkę i załapać się do grupki równych sobie biegaczy. Zacząłem zgodnie z planem, biegłem spokojnie. Uważałem, by zbyt często nie wskakiwać na wyższe obroty. Tak było do 15. km (Schronisko Pasterka). Następne 5 km dały mi przedsmak tego co mnie czeka. Ten odcinek to podejście po ciemku z czołówką pod Szczeliniec, bieg między skałami na Szczelincu i zejście po około 450 schodach. Dalsza część trasy, tak do 70. km to długie podbiegi i zbiegi urozmaicone przejściami przez las po skałkach. Trudności biegu dodała pogoda. Opady deszczu trwały całą poprzedzającą zawody noc, więc błota i kałuż nie brakowało w trakcie wyścigu. Cały czas trzeba było uważać, gdzie i po czym się biegnie przy świetle czołówki. W nocy biegłem głównie sam, swoim tempem, i wyprzedzałem kolejnych rywali.


Większość część biegu odbywała się po ciemku, w nocy. To nie ułatwiało, zwłaszcza, że było ślisko po wcześniejszych opadach.
Im bliżej celu tym trudniej
Na 55. km zaczęło świtać, co pozwoliło na trochę szybszy bieg. Wtedy pojawił się mały kryzys, który jakoś pokonałem do 60. km gdzie był kolejny punkt kontrolny. Mogłem tam trochę odpocząć i zebrać myśli a następnie ruszyć dalej do przepaku, który był w Bardo na 72. km. W Bardo zaplanowałem dłużysz odpoczynek na przebranie się w suchą koszulkę, przepakowanie zapasów, uzupełnienie wody i jedzenie. Po takim odpoczynku ruszyłem dalej. Trasa prawie od razu przypomniała, że jestem w górach i nie będzie lekko. Zaraz za punktem kontrolnym zaczęło się około 1.5 km podejścia, które prowadziło wzdłuż drogi krzyżowej i takową było dla mnie. Powoli przemierzałem trasę, ale wraz z upływem kilometrów robiło się co raz cieplej, czego najbardziej się obawiałem. Zawsze miałem problem z bieganiem przy wyższych temperaturach. Za radą Marcina w czasie biegu co 20 km brałem tabletkę Asparginu, którym uzupełniałem potas i magnez. Sprawdził się wyśmienicie. Pomimo dość wysokiej temperatury dochodzącej do 28-30 st. C, nie odczuwałem efektów odwodnienia, co zdążało mi się wcześniej na innych biegach. Od 85. km zaczęła się walka z własnym organizmem. Bolał prawie „cały człowiek” głównie przez czas jaki spędziłem na trasie i przez samotność, bo do tej pory głównie biegłem sam. Aby walczyć z tym uczuciem złapałem się dwóch zawodników z którymi doczłapałem się do ostatniego punktu kontrolnego na 98. km. Ostatnie 12 km zaczęło się 5-cio kilometrowym podejściem, na którym stwierdziłem, że nie ma co się użalać nad sobą i trzeba się zabrać do roboty. 18 godzin było jeszcze w moim zasięgu. Ostatnie kilometry to zbieg a raczej zejście w moim wydaniu. Zmęczenie nie pozwalało na swobodny bieg i nie potrafiłem się nawet zmusić do niego. Na metę wpadłem po 18h18’44” zmęczony, ale szczęśliwy.

Cel osiągnięty!
Dalsze plany
Jestem zadowolony z tego startu. Założenia udało się zrealizować i zmieścić się w 18-stu godzinach. Zawsze jest niedosyt i zawsze można było coś zrobić lepiej, ale zawsze też jest pole do poprawy. Na pewno muszę potrenować bieganie z czołówką, aby czuć się pewniej po zmroku na trudnym terenie i dalej pracować nad wytrzymałością szczególnie przy wysiłku powyżej 10 godzin.
Dziękuje moim najwierniejszym kibicom Renacie, Filipowi i Patrykowi za wsparcie i oczekiwanie na mecie. Marcinowi za przygotowanie mnie do startu i dobre rady.
Teraz pozostaje pytanie co dalej 😉
Może wrócę za rok na KBL, a może CCC http://dai.ly/x4p8n8b w ramach festiwalu Ultra Trail du Mont Blanc. Może oba 😉
Łukasz Nowakowski
