Poważne sprawdziany w lutym

960 720 Endure

Koniec lutego dla Endure Team to dwa starty. – Duathlon World Series Powerman to najwyższa liga duathlonowa, dlatego też szykowana forma fizyczna i psychiczna wymagała ode mnie znacznie więcej niż 100%  gotowości do startu – mówi Maciej Kubiak. Drugie zawody to bardziej zabawa, ale także poważny sprawdzian przebiegu przygotowań do sezonu w wykonaniu Tomasza Spaleniaka i Marcina Sobczaka. 

POWERMAN MALLORCA

Maciej Kubiak zajął drugie miejsce w Duathlon World Series Powerman. To świetny wynik i świetny prognostyk na początku roku. To co warte jest także podkreślenia, to fakt, że tak nie musiało być. – Okres ostatnich 10 dni był bardzo nerwowy ze względów zdrowotnych i organizacyjnych – kwituje krótko Maciej Kubiak.

Mocna obsada

A same zawody? Piękne miejsce i znakomita obsada. Dystans  5/30/5 dał zawodnikowi wszystko to co kocha w sporcie najbardziej. – W trupa od początku do końca bez kalkulacji,  że za godzinę mnie odetnie – zdradza z uśmiechem na twarzy taktykę na Powermana Kubiak. –  Oba biegi bardzo szybkie nawet jak na mnie w formie pozwoliły mi zatuszować lekkie odstawanie na rowerze od elity duathlonistów. Wszystko co mogłem zaplanować wyszło w 100%, a co nie mogłem to się zdarzyło.

Zgubił buta

Maciej zgubił but i musiał się po niego wracać. Uspokaja jednak swoich kibiców. Nie stracił podczas tego zdarzenia dwóch minut, których zabrakło mu do zwycięstwa. – Ciesze się z wyniku – dodaje Kubiak. – Chciałbym także podziękować osobom, bez których wyjazd mógłby nie dojść do skutku. Endure Team, bo z nim rozkręcamy tą maszynę. Grzegorzowi Książek za „trumienkę” na rower, Kołomański Rowery za piękną, szybką i lekką czasówkę. Rodzicom (wiedzą za co 🙂 ) oraz kochanej żonie, która dzielnie znosi trudy sportu.

I na koniec krótkiej relacji z zawodów Maciej Kubiak dzieli się jednym przemyśleniem. Pamiętajmy: „Trenuj tak, jakby każdy trening miał być Twoim ostatnim” – mówi.

TORUS TRIATHLON IN DA HOUSE 2017

I jak tu się nie zgodzić z zawodnikiem. Schodząc jednak na ziemię. Dużo bliżej na zawody miał Tomasz Spaleniak i Marcin Sobczak. Obaj wystartowali w Torus Triathlon In Da House, w sprincie w gdańskich obiektach Alchemii. Tomek startował wśród PRO-sów, gdzie po zaciętej walce zajął piąte miejsce. Wygrał Daniel Formela. Wśród zawodników w kategorii 35+ rywalizował Marcin Sobczak, który przyznaje, że sprint nie jest jego ulubionym dystansem w triathlonie. Z racji wieku i predyspozycji woli dłuższe wyścigi. Jednak sprawdzenie się tak na początku roku, a zwłaszcza tak blisko domu, kusiło. Bez zastanowienia się zadeklarował udział.

Warto podkreślić, że specyfika tego rodzaju zawodów jak TTIDH jest taka, że wszystko dzieje się pod dachem. Pływanie – basen, rower- trenażer, bieg-bieżnia. I kibice niemal bez ruszania się z miejsca, cały czas widzą i kibicują zawodnikom.

– Oczywiście nie był to start docelowy w tym sezonie a raczej koleżeński, mocny trening – mówi Marcin Sobczak. – Szykowania specjalnego nie stosowałem… ot, taka odskocznia od normalnego rygoru treningowego. Jednak nerwówka była, bo przecież to zawsze rywalizacja i w dodatku na oczach wszystkich.

A jak wyglądały te zawody? 

– Startowaliśmy po dwóch zawodników na torze: każdy swoją stroną toru i już. Ja – tor pierwszy – na spółkę z Tomkiem. Zastanawiałem się na której setce dostanę od Niego dubla i jak to będzie jako ostatni wyjść z wody, bo wcześniej w szatni usłyszałem na jakie czasy nastawia się konkurencja. Ostatni nie byłem, ale czas pływania okazał się dość kiepski – twierdzi Sobczak.

Pierwszy raz… 

…miał Sobczak kręcić na takim trenażerze. Bez tylnego koła, podpięty pod wspólny program z trasą, czyli wszyscy jadą to samo i z takim samym obciążeniem.

– Pomimo, że moja kolarska praca to w większości kręcenie na trenażerze, ten sprzęt trochę mnie zaskoczył – uważa Marcin. – Było ciężko, jednak widząc, że cierpią wszyscy i na jakim etapie jest konkurencja, ponadto słysząc doping za plecami mojego fan clubu nie odpuszczałem. Nawet kilka osób wyprzedziłem.

Ostatni akcent…

– Przygotowując się do startu wiedziałem mniej więcej kto jak biega, więc plan był prosty: gonić ile się da i odrabiać straty z poprzednich konkurencji – dodaje jeden z trenerów Endure Team. –  Ostatnio, ze względu na pogodę, trochę treningów robiłem na bieżni, więc wiedziałem na ile mogę sobie pozwolić. Tomek biegnący obok, mocno ciągnął i jak zobaczyłem że kończy, podkręciłem tempo na ile miałem siły. Wyszło – jak na mnie – super! Piąty czas biegu w generalce.

Marcin Sobczak zakończył zawody z czasem 1:08:00, co dało mu i pierwsze miejsce w kategorii 35+ oraz ósme w open. Tomasz Spaleniak był szybszy o dwie minuty i 22 sekundy. Po zawodach nie krył zadowolenia ze sprawdzianu. Przyznał także, że było ciężko.

– Zawody tego typu mogę polecić każdemu. Walka dosłownie łeb w łeb, a kibice też mają obraz całej walki – mówi Marcin Sobczak.

– Za rok postaramy się poprawić wyniki – kończy Tomasz Spaleniak.